(…)Z tego okresu, pamiętam barwną opowieść dziadka. Dotyczyła powstrzymania natarcia Niemców pod Czernicami Borowymi, w którym uczestniczyła kompania Dziadka. Otóż po rozlokowaniu na skraju niewielkiego lasku, Dziadek kazał ustawić gniazda CKM na skrajach obsadzonej pozycji. Dzięki temu wróg mógł dostać się pod tzw. ogień krzyżowy. Był to ulubiony manewr dowódców polskich podczas wojny obronnej 1939. Tak też się stało. Niemcy z Wermachtu wypełźli z lasu po przeciwnej stronie. Najpierw bardzo niepewnie chyłkiem, powoli przesuwali się w stronę umocnień polskich, które były dobrze zamaskowane. Co jakiś czas, po kilku krokach padali na ziemię. Ale żaden strzał nie padał. Później trochę śmielej, już nie padali na ziemię, a tylko chyłkiem poruszali się coraz bliżej. Dowódcy gniazd karabinów maszynowych czekali na rozkaz dziadka. Dziadek jednak milczał, a Niemcy pewni że w pobliżu nie ma polskiego wojska niemal wyprostowani szli w stronę Polaków. Widać było już ich twarze, można było rozpoznać dowódców drużyn i plutonów. Nagle dziadek wydał rozkaz: Ognia! Z kilku gniazd CKM rozległo się charakterystyczne głośnie terkotanie, trup w niemieckich szeregach słał się gęsto, padli pierwsi żołnierze, dowódcy i jeden oficer. Głośno były słyszalne wrzaski: Hilfe! Mein Gott! Łącznie padło od kilkunastu do kilkudziesięciu hitlerowców. Pozostali Niemcy padli na ziemię i nie poruszali się przez długie godziny. Później nastąpiła przerwa ogniowa, i krótkie zawieszenie broni na pozbieranie trupów i rannych. Dzięki temu resztka żołnierzy niemieckich przegrupowała się wycofując się na poprzednie pozycje. Odniesiono zwycięstwo.(…)

wspomnienia bohatera z boju pod Czernicami spisane przez wnuka Arseniusza Jermolińskiego