W styczniu 1945 r. ruszyła gwałtowna ofensywa wojsk radzieckich. Niemcy w pośpiechu opuszczali swoje pozycje. Jedna z głównych dróg odwrotu to droga prowadząca z Przasnysza przez Chojnowo na Mławę. Całą szerokość drogi zajmowała powoli przemieszczająca się kolumna samochodów i czołgów. Droga była zakorkowana, niemiecka piechota wędrowała rowami i skrajem pola. W dworze w Chojnowie, w baraku przy młynie stacjonowali, niemieccy żołnierze. Zabezpieczali m.in. odwrót przemieszczającej się kolumny. Aby opóźnić nadciągające od wschodu wojska radzieckie zaplanowano wysadzenie mostu w Obrębcu a w chojnowskim lesie na niewielkim wzgórzu zorganizowano stanowiska strzeleckie. Atak jednak nadszedł z innej, południowej strony. Radziecki zagon pancerny w sile 5 – 6 czołgów atakując od Dzielina usytuował się na pagórku (na tzw. drobniakach) i z odległości ok. 700 m prowadził piekielnie skuteczny ogień na opuszczającą Chojnowo kolumnę niemiecką. Cała szosa od Chojnowa w stronę Czernic została zablokowana palącymi się, rozbitymi pojazdami. Niemcy chaotycznie ostrzeliwując się, w panice porzucali swój sprzęt, gromadzili paliwo dla sprawnych jeszcze pojazdów i próbowali uciekać na północ w kierunku na Nidzicę, Janowo. Niektóre czołgi ugrzęzły w błotach rzeki Węgierki. Nacierający Rosjanie zabili kilku żołnierzy broniących się w młynie, ich trupy leżały przy chojnowskich piwnicach. Resztę niedobitków wzięto do niewoli. Umieszczeni zostali w obozie jenieckim tzn. odgrodzonej drutem kolczastym części podwórka wraz z oborą. Obora wykorzystywana była jako barak mieszkalny. Obóz wcześniej zajmowali jeńcy radzieccy. W dworze rozlokował się rosyjski sztab. Przed budynek przyprowadzano co raz to nowych jeńców niemieckich. Oficerowie przesłuchiwali niektórych pojmanych. Wśród wziętych do niewoli hitlerowców znalazł się jeden, który wyciągnął ukryty w kurtce pistolet i zastrzelił wysokiego rangą oficera. Eskorta seriami pepeszy zmasakrowała desperata. Rosjanie w odwecie postanowili zabić wszystkich jeńców. Kaźni dokonywano w stojącej na podwórku drewnianej stodole. Po każdym zabitym stawiano kreskę na belce stodoły. Postawiono ich 61, kiedy przeliczono trupy okazało się, że brak jednego zabitego. Rozpoczęto przeszukiwanie stodoły. Głęboko w sieczce znaleziono rannego nieszczęśnika, który błagał o litość, pokazywał, że ma małe dzieci… Żołnierze na chwilę zawahali się… Jeden strzał kontrolującego tę pracę podoficera rozstrzygnął dylemat. Z rozkazu dowództwa mieszkańcy wioski mieli pochować rozstrzelanych na trzęsawisku w chojnowskim lesie aby zgnili. Według rozkazu nie byli godni pochówku na pobliskim niemieckim cmentarzu pierwszowojennym. Mróz spowodował jednak, że bagna były zamarznięte. Mieszkańcy uprosili aby mogli pochować ich w dogodniejszym dla tej czynności miejscu tzn. w lesie pod płotem cmentarnym – tak też się stało. W latach 80. ekshumowano ich szczątki i przeniesiono na cmentarz żołnierzy niemieckich w Mławce. Do dziś pozostał tylko wyraźny dół. Zabity oficer radziecki pochowany został w chojnowskim parku. W latach 50. szczątki przeniesiono na cmentarz mauzoleum żołnierzy radzieckich do Pułtuska. cdn…